Trudne rozmowy...
Przez trzy kolejne dni pracy nie widać szczególnie postępów. Wygląda tak jakby Panowie się szczególnie nie przepracowywali. W piątek to Panu inwestorowi puściły nerwy .
Trzeba przyznać, że przy rozmowie telefonicznej z naszym Bobem budowniczym zachował zimną krew. Zaczął od pytania "Czy brakło jakichś materiałów na budowie?". Odpowiedź rzecz jasna była przecząca. "W takim razie proszę mi wyjaśnić, dlaczego tak niewiele zostało zrobione?" Chwila ciszy... A potem troszkę zaczął się tłumaczyć...
No i nagle okazało się, że w sobotę będą pracować. Przywiezie trzech chłopaków do nas, ale on z pozostałą częścią ekipy będzie na innej budowie. Jakże było nasze zdziwienie kiedy, się okazało, że pracowali u nas w pełnym składzie, a jeszcze większym zdziwieniem było to, że na placu pojawili się przed 8 rano (obudzili nas - dzownili zapytać, na którą przyjedzie nadproże nad bramę garażową, bo jeszcze nie dojechało).
Jak przyjechaliśmy to pracowali jak mróweczki i tak ma być.
Widać nasza ekipa jedzie tam, gdzie bardziej krzyczą - czasami profilaktycznie trzeba będzie "pomarudzić" .
Wygląda na to, że Pani inwesor będzie tą dobrą, a Pan inwestor - tym złym. Za tą decyzją musi stać doświadczenie -w końcu pierwszą rozmowę dyscyplinującą ma już za sobą.
Wbrew pozorom nie jest tak łatwo mówić ekipie, że zaczynają lecieć sobie w kulki, pewnie z czasem się tego nauczymy.
A tak wygląda nasz domek, po sobotniej dniówce: